Mocne spowolnienie gospodarcze i nadchodząca recesja wbrew pozorom mogą być świetną okazją do pomnażania kapitału, a jak pokazują niektóre inwestycje giełdowe, na niestabilnych rynkach finansowych można bardzo szybko zarobić duże pieniądze, jak i wiele stracić. Jak inwestować i jakie rynki dobierać, by dobrze wykorzystać rodzące się podczas spowolnienia okazje?
Dlaczego kryzys tworzy okazje i dlaczego musisz z ich skorzystać?
Każdy, kto interesuje się rynkami finansowymi, widział wydarzenia z połowy marca, kiedy z kluczowych indeksów giełdowych „wyparowało” nierzadko powyżej 50% kapitału. Wśród mniej doświadczonych inwestorów takie spadki wywołały panikę i gwałtowne wycofywanie kapitału z rynków finansowych. Jednak w rzeczywistości takie przeceny okazały się doskonałym momentem na wejście w inwestycje – ci, którzy zachowali zimną krew i dokupywali aktywów, w niektórych przypadkach zarobili już ponad 100%. Takie odbicie zanotowało m.in. S&P 500, a największe spółki informatyczne przyniosły już nawet większe zyski.
Niestety, rosnące wyceny spółek giełdowych, wbrew sytuacji w realnej gospodarce, biorą się w dużej mierze z realizowanego na niespotykaną wcześniej skalę dodruku pieniędzy przez Banki Centralne, nazywane luzowaniem ilościowym (Quantitative Easing). Na wykresach reakcje giełdowe wyglądają pięknie i pozwalają zarobić, jednak ciemną stroną podejmowanych działań jest realny spadek wartości pieniędzy (inflacja), będący pokłosiem większej ilości środków płatniczych w obiegu. Paradoksalnie sytuacja najgorzej wygląda w Polsce – w naszym kraju już od kilku kwartałów odnotowuje się najwyższe wśród krajów rozwiniętych negatywne rzeczywiste stopy procentowe – czyli represję finansową. Oprocentowanie lokal, obligacji, kont oszczędnościowych i innych uznawanych za bezpieczne instrumentów jest na tak niskim poziomie, że w żadnym razie nie chroni środków przed utratą wartości. Nie godząc się na utratę ich wartości, musisz zacząć inwestować na rynkach finansowych.
W co więc inwestować?
Jednak powodzenie na rynkach finansowych w dużej mierze zależy od wyboru odpowiedniej klasy aktywów inwestycyjnych, jak i wejścia na odpowiedni rynek. Sytuacja jest o tyle skomplikowana, że najszybciej rosnące rynki – a więc indeksy amerykańskie, brytyjskie czy niemieckie – coraz bardziej przypominają bańkę spekulacyjną, napędzaną intensywnym dodrukiem. Dla inwestora krótkoterminowego, czy np. Day-tradera mogą być jeszcze atrakcyjne do prowadzenia szybkich, choć obarczonych niemałym ryzykiem spekulacji. Jednak od dekad zauważamy cykliczną migrację kapitału – naprzemiennie pomiędzy rynki rozwinięte i rozwijające się. Po kończącym się 12-letnim okresie wzrostów na rynkach rozwiniętych wiele wskazuje na to, że znów nadchodzi okres na migrację kapitału na „emerge markets”, czyli do krajów rozwijających się. Na zasadność takiego przepływu wskazują m.in. ekstremalne wyceny spółek z punktu widzenia analizy fundamentalnej, ze wskaźnikami C/Z czy CAPI na niespotykanych wcześniej poziomach. Równocześnie niektóre rynki – np. polski, czeski, rosyjski, nigeryjski, bangladeski wciąż są wyceniane bardzo atrakcyjne, zwłaszcza porównując np. z wypłacanymi dywidendami.
Równocześnie z migracją kapitału na rynki wschodzące jesteśmy świadkami drugiej wielkiej zmiany, również związanej z cyklami – kapitał przepływa ze spółek wzrostowych w kierunku tzw. spółek value. Po latach „pompowania” wycen modnych spółek technologicznych typu Amazon, Apple, Tesla czy Alphabet, które cechowała duża rentowność kapitału własnego i zyskowności na jedną akcję, przychodzi epoka spółek o stabilnym modelu biznesowym, regularnie wypłacających niezłe dywidendy (ulubione aktywa np. Warrena Buffeta). Do takich spółek można zaliczyć takie spółki jak Gazprom, KGHM, Exxon Mobile, Shell, Coca-Cola, Heinz czy spółki wydobywające uran, lit czy metale szlachetne (tu ciekawe mogą być ETF’y).
Jak się w tym odnaleźć?
Oczywiście nie znaczy to, że można dokonywać zakupu jakiejkolwiek spółki z krajów wschodzących, by liczyć na solidne zyski. W kontrze do obecnych tendencji plasują się zjawiska relatywnie nowe, jak wzrastająca de-globalizacja (a więc zniechęcająca inwestorów do zajmowania się rynkami wschodzącymi), czy dodruk waluty, który na razie nie spowalnia (i w myśl zapowiedzi czołowych banków centralnych nie ma planów na jego redukcję w najbliższych kwartałach). Wszystko to może zniekształcać rynkowe procesy – spółki wzrostowe mogą nadal rosnąć, a kapitał zatrzyma się w USA. Dlatego warto czytać raporty giełdowe, analizować rynki i ciągle trzymać rękę na pulsie. Jeśli nie masz na to czasu lub chęci, to świetnym rozwiązaniem okażą się fundusze inwestycyjne, w których to doświadczeni fachowcy zrobią to za Ciebie i będą realizować z góry wybraną przez Ciebie strategię inwestycyjną – inwestować agresywnie lub raczej zapobiegawczo. Jedno jest ważne – czasy, gdy można było bezpiecznie odkładać pieniądze na konto z myślą o emeryturze, bezpowrotnie odeszły do lamusa.